Chobielin dworek – 15 lat niezwykłego remontu

Dworek w Chobielinie to jedno z tych miejsc, w którym piękno dawnej architektury przeplata się z trudną historią. Posiadłość pochodzi z XVIII wieku i miała wieli właścicieli. Najpierw należała do Józefa Hulewicza, później do Augusta Falkenberga i jego potomków, a dalej do Juliana Reysowskiego. Po wojnie została znacjonalizowana przez komunistów, stając się biurami PGR-u, w międzyczasie zarządzało nią więzienie w Potulicach, a potem inne państwowe instytucje. Wreszcie zrujnowany budynek został pozostawiony samemu sobie, a z jego wnętrz powoli wyzierała zgnilizna, walące się ściany, pękające deski stropowe i wszechobecny zapach zniszczenia. Kiedy w 1989 roku od gminy Szubin kupił ją młody Radosław Sikorski, budynek był w opłakanym stanie.

Chobielin Dworek – szalony plan na odnowienie ruiny

Po zakupie Dworku w Chobielinie, Radosław Sikorski, wówczas pracujący jako korespondent zachodniej prasy, podjął się jego odrestaurowania i przywrócenia do dawnej świetności. Niestety mimo dobrych chęci, nie udało mu się uzyskać dofinansowania na kolejne etapy prac, więc odnowienie budynku ciągnęło się przez lata. Dokładnie 15 lat.

W tym czasie Chobielin dworek zmieniał się bardzo powoli. Większa część prac wykonywana była własnym sumptem i z pomocą miejscowych specjalistów. Większość mebli wykonał np. lokalny stolarz, który dysponował również częściami starych organów i w ramach swoich zainteresowań wykonał dla Sikorskiego i jego żony nietypowe organy. Miały być one niewielką atrakcją domową, ale wyszły jak prawdziwe organy kościelne i do dziś stoją w dworku, ciesząc oko i ucho gości. W odnowieniu dworku pomagali również chętnie lokalni mieszkańcy, więc jego dzisiejszy stan zawdzięczany jest pracy praktycznie całej społeczności, która w tą misję się zaangażowała.

Koszty remontu zabytku przez wszystkie lata ponosił sam Sikorski. Pracując zagranicą korzystał z lepszej pensji, więc to, co z niej zostawało było przeznaczane na prace budowlane. Sprzedał również dwupokojowe mieszkanie w Londynie i chociaż to pozwoliło mu na sfinansowanie większości prac odrestaurowujących, to sama transakcja została sfinalizowana jeszcze przed wielkim boomem na brytyjskim rynku nieruchomości. 

Do wstępnie odnowionego dworku, jego właściciele wprowadzi się po prawie 10-ciu latach od dnia zakupu, kiedy budynek nadawał się już do zamieszkania, ale dalsze doprowadzanie go do dzisiejszej świetności trwało kolejne pięć lat. Dziś cała posiadłość znajdująca się w rejestrze zabytków, wyceniana jest na ok 4 mln złotych, ma blisko 800 metrów kwadratowych i jest piękną wizytówką regionu. Łączy w sobie zarówno architektoniczne tradycje, jak i niezwykłą historię, która na zawsze zostanie w tych murach.